Precz z pomaganiem mamie!

„Dużo jest roboty co dzień w domu, w pracy i w ogrodzie, więc choć jestem jeszcze mała, będę mamie pomagała.” Pamiętam taką piosenkę z dzieciństwa – nauczyła mnie jej mama, oczywiście.

Buntowała się przeciw niej moja feministyczna dusza – bo właściwie dlaczego to mama ma pracować w domu, a córeczka jej pomagać? Potem sama zostałam mamą i los chciał, że urodziło mi się czterech synów – i któż będzie mamie pomagał w moim domu???

Ponieważ Dzień Matki zbliża się wielkimi krokami, a w powszechnej świadomości społecznej nadal sfera domowa do mamy właśnie należy, zaś pozostali domownicy mogą ewentualnie pomóc jej uprzejmie w ciężkiej pracy, chciałabym z okazji tego ważnego święta zakrzyknąć: Precz z pomaganiem mamie!

Czy oznacza to, że rodzina powinna zostawić mamę samą z robotą „w domu, pracy i w ogrodzie”? Ależ skąd! Protestuję przeciwko założeniu, że to jest „mamy robota”. Mieszkamy w miłym mieszkanku, każdy z nas ma w nim swój kąt i swój bałagan. Dodatkowo są jeszcze „obszary wspólne”, jak kuchnia czy łazienka, z których każdy z nas korzysta i w których każdy z nas bałagani. Wszyscy jadamy śniadania, obiady i kolacje, wszyscy produkujemy śmieci. Jaki przekaz daję dzieciom prosząc je, żeby mi „pomogły” w pracach domowych? Taki, że prace domowe to mój problem. A przecież tak nie jest!

Postuluję – nie tylko z okazji Dnia Matki – podział obowiązków domowych. Jesteśmy rodziną, jesteśmy zespołem – jest określona liczba rzeczy do zrobienia, niech więc każdy przejmie część obowiązków według swoich możliwości, sił i środków. Już dwulatek może wyjmować sztućce ze zmywarki i rozkładać je w odpowiednich przegródkach w szufladzie. Już siedmiolatek wyniesie śmieci. Nakrywanie do stołu, wychodzenie z psem, odkurzanie – to wszystko są zajęcia, z którymi dzieci i młodzież spokojnie (choć może nie do końca entuzjastycznie) sobie poradzą.

Często słyszę, że najważniejszym obowiązkiem dzieci jest uczenie się – teraz przecież jest czas na zdobywanie wiedzy i umiejętności, które pomogą im osiągnąć sukces w życiu dorosłym. Czy możemy więc „zawracać im głowę” pracami domowymi – czy nie lepiej, aby zasiadły w tym czasie do lekcji? Jestem głęboko przekonana, że nie! Oczywiście, nauka jest ważna. Podobnie, jak ważna jest praca zawodowa rodziców. Jednak niezależnie od tego, że mam do napisania artykuł, prezentację do przygotowania, a mąż ma jutro ważną konferencję, zakupy zrobić trzeba, obiad się sam nie ugotuje… Prace domowe są częścią naszego życia niezależną od innych czynników. I warto, aby dzieci uczyły się tego od najmłodszych lat: zarządzania czasem, ustalania priorytetów, planowania… Mam do odrobienia matematykę, zmywarkę do opróżnienia, a wieczorem muszę wyjść z psem. Jeśli chcę jeszcze zdążyć pograć na komputerze, to muszę się za to wszystko zabrać już, a nie czekać, aż rodzice mnie do pracy zagonią… Czy nie jest to ważna i potrzebna lekcja na przyszłość?

Podział obowiązków domowych między wszystkich domowników sprawia, że każdy z nich czuje się ważny i potrzebny oraz zdaje sobie sprawy, że jest niezbędny dla sprawnego funkcjonowania rodziny. Uczy również odpowiedzialności za siebie i innych – jeśli zamiast nakrywać do stołu smsuję z koleżanką, rodzina będzie czekała na obiad dłużej, a wszyscy są bardzo głodni. Taka organizacja życia sprzyja również wczesnemu rozwijaniu umiejętności komunikacyjnych i mediacyjnych. W jaki sposób? Posłużę się przykładem. W naszym domu to ja jestem odpowiedzialna za gotowanie obiadów. Kiedy jednak mam gorszy dzień, dużo pracy czy po prostu „łapię lenia”, zwracam się z uprzejmą prośbą do męża, aby przygotował swoje popisowe danie – fantastyczne spaghetti. Wiem, że nie mogę po prostu stwierdzić: nie chce mi się, obiadu nie będzie – rodzina liczy na to, że zostanie nakarmiona. Muszę więc znaleźć osobę, która wyjątkowo przejmie moje obowiązki. Tego samego uczą się dzieci. Jeśli chcę wyjść po południu do kolegi, muszę załatwić z bratem, że dziś on posprząta ze stołu po obiedzie i opróżni zmywarkę, za co ja odwdzięczę mu się tym samym, kiedy będzie chciał pojechać do kina. Wiem, że to mój obowiązek, jestem za niego odpowiedzialny, jeśli nie mogę wykonać go samodzielnie, to muszę zorganizować sobie zastępstwo. Gdyby było to tylko „pomaganie mamie”, to po prostu dziś nie pomogę i tyle, nie mój problem…

Oczywiście nie zawsze jest tak pięknie. Nadal musimy z mężem przypominać dzieciom o ich obowiązkach, zaganiać ich do pracy i przypominać o konieczności organizacji czasu. Ale zasady są jasne – to wasze obowiązki, wasza odpowiedzialność, ale i wasz sukces, kiedy zmywarka pusta, pokoje odkurzone, a pies szczęśliwy. A od czasu do czasu wszyscy robimy sobie „wakacje”. W sobotę, zamiast sprzątać, wyjeżdżamy w Góry Świętokrzyskie, zamiast gotować obiad idziemy do restauracji… Ale nie jest to ukłon w stronę mamy, tylko nagroda dla wszystkich – bo na co dzień nie mama, ale wszyscy pracują, aby rodzina miała się dobrze. Jesteśmy rodziną. Jesteśmy zespołem.

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *